AIN’T TALKIN’
Zgodnie z zauważoną przez niektórych zapowiedzią na naszym profilu fejsbukowym – kilka słów o piosence, wieńczącej album Modern Times z 2006 roku. Dla mnie to piosenka cholernie ważna, choć nie mieści się w kanonie dylanowskich diamentów (za duży tu tłok).
Choć niekiedy się mieści, na przykład zdaniem brytyjskiego „The Daily Telegraph”, gdzie zajęła 21. miejsce:
http://www.telegraph.co.uk/music/artists/bob-dylan-30-greatest-songs/aint-talkin/
Pamiętam pierwszy kontakt z płytą, która przyszła po olśniewającym Time Out of Mind i zdumiewająco wspaniałym „Love and Theft”. Dylan przyzwyczaił mnie przez lata do meandrowania – po latach 1960. nie udawało mu się utrzymać genialnego poziomu przez dłużej niż dwie płyty.
A tu niespodzianka: już pierwsze dźwięki Thunder on the Mountain sygnalizowały, że kryzys jest jeszcze daleko (nb. do dziś nie nadszedł). A potem było już… ciągle dobrze. Okazało się bowiem, że Dylan wynalazł patent brzmieniowo-estetyczny na swoje późne lata, który doskonale współgra ze zmęczonym głosem. To dźwięk muzyki, odwołującej się do przebogatej tradycji anglosaskiej – od celtyckich ballad przez blues po wodewilowe sztajerki. Tak samo jest z zagrywkami i tekstami, które przynoszą przefiltrowane echa rzeczy z przeszłości. Dokładnie w stylu dawnych pieśniarzy przydrożnych, którzy brali z powietrza płynące tam dawniejsze jeszcze nuty i słowa i kompilowali na potęgę. Dylan odtwarza ten model wykonawstwa i twórczości – literatury przydrożnej, wędrownej.
Właściwie brakuje tylko skrzypienia płyty… ale to też nieprawda. Bo właśnie słowa przeczą temu, by kwalifikować jego twórczość ostatnich dwóch dekad jako czyste retro. To wciąż napięta współczesna struna, gdzie patyna to tylko dekor.
Cała płyta była poruszająca – i jest. Początkowy Thunder on the Mountain, później rewelacyjnie wykonany też przez Wandę Jackson z udziałem Jacka White’a, to tylko początek. Gdy płyta osiągnęła Nettie Moore, aż stęknąłem. Ale finałowym Ain’t Talkin’ zostałem rozstrzelany. Posępny marsz, a raczej tułaczka, podkreślona monotonną wiolonczelą, zwiastujący mroczne obrazy rytm… I pozornie spokojny śpiew, z którego aż emanuje ból. Dość to Cohenowskie w sumie.
{Fot. za: https://pl.pinterest.com/pin/295900637994311074/}
O czym to jest? Dopiero późno podczas przekładu doznałem olśnienia: to jest o świecie, z którego „Ogrodnik odszedł precz”. Ogrodnik – czyli może Bóg? Nagle wszystko zaczęło pasować – oto Ogród, w którym zabrakło Dobra i momentalnie wszystko zaczyna się psuć. Niegościnna, pełna kantów kraina, po której błąka się narrator-nosiciel resztek wartości.
{Fot. za: http://iceland.for91days.com/the-ruins-of-selatangar/}
Z przekładem wiadomo było, że to jeden z tych twardszych orzechów. Powtarzane w „refrenach” słowa „ain’t talkin’, just walkin’” i „heart burnin’, still yearnin’” wymuszają lakoniczne odpowiedniki o równie zgrabnym zgraniu dźwiękowym. Od tego trzeba było zacząć. Jak zwykle.
Wreszcie pewnego październikowego dnia 2007 roku zanotowałem: „bez słowa, od nowa”, „ból wwierca się w serce”. Utraciłem motyw wędrówki, ale odzyskałem go w pozostałych częściach „refrenów”, starając się, by był stale obecny. I jest. Prawie wszędzie.
Dalsze prace nad przekładem wznowiłem na przełomie listopada i grudnia tegoż 2007 roku. A ostatnie szlify dorzuciłem podczas przymiarek zespołowych do utworu – w styczniu 2014 roku.
Przy aranżacji dokonałem jednej drobnej zmiany – każdą zwrotkę kończę toniką w akordzie durowym, choć w oryginale niepodzielnie panuje akord moll. Wydało mi się fajnym pomysłem, by kończyć refreny w G-dur i zaraz zjeżdżać w zwrotkach na g-moll.
Potem zmieniliśmy tonację z g-moll na h-moll.
A potem zespól zagrał wszystko, co sobie wymyślił. Udało się zachować monotonię i posępność, udało się w ten mrok przemycić światło.
Wystąpiłem tu tylko w roli zmęczonego wokalisty. Jacek wziął na siebie wypełnienie rytmiczne sześciostrunową gitarą akustyczną, do tego dodał nastrojowe nuty na gitarze rezofonicznej.
Marek dodaje mroku kroczącym kontrabasem. A całość spina fantastyczna partia perkusji i przeszkadzajek Krzysztofa, uporczywie atakująca zmysły niepokojącym raz-dwa-trzy-cisza-raz-dwa-trzy-cisza… Hitu z tego nie będzie. Ale za to 6 minut na apokaliptyczną refleksję.
A idzie ta opowieść tak:
Gdy nocą szedłem dziś ogrodem tajemnicy
z winorośli zwisał skaleczony kwiat
wedle chłodnych wód fontanny krystalicznej
czyjś cios znienacka z tyłu na mnie spadł
Bez słowa od nowa
idę przez ten pełen smutku świat
ból wwierca się w serce
czy ktokolwiek cierpienie takie zna?
Modlitwa ponoć leczy, matko, więc się za mnie pomódl
tak często w ludzkich sercach mieszka zło
staram się kochać bliźnich, potrzebującym pomóc
lecz wszystko wokół stacza się na dno
Bez słowa od nowa
most za sobą spalę, nim dojdziesz doń tuż, tuż
ból wwierca się w serce
gdy przegrasz, na litość nie licz już
Brak mi sił, od płaczu spuchły oczy
łzy mi płyną do wyschniętych ust
jeśli wrogów mych zaskoczę w środku nocy
to ich zaszlachtuję podczas snu
Bez słowa od nowa
idę światem błędnym, co tajemnic tyle ma
ból wwierca się w serce
idę miastem, które smaga siedem plag
Szerokim światem rządzą spekulacje
światem, co ma ponoć kuli kształt
ludzie nie pozwolą ci na kontemplację
nawet ból twój zdepczą, gdybyś w drodze padł
Bez słowa od nowa
w tym podłym mieście łykam podły łój
ból wwierca się w serce
docenisz kiedyś, że jestem blisko tu
Człowiek cierpi w głos, jeśli jest przytomny
majątkiem, władzą tłamszą go co dzień
ja do cna wykorzystam czas mi doliczony
śmierć ojca pomszczę i wycofam się
Bez słowa od nowa
podaj laskę, bo mi trudno iść
ból wwierca się w serce
uwolnij od siebie mą zmęczoną myśl
Ukochani, wierni towarzysze
język łapią w lot, przyznają rację mi
lecz ołtarzy nie ma, hymnów nie usłyszę
mej wiary nie wyznaje dzisiaj nikt
Bez słowa od nowa
idę pustym szlakiem, oślepł koń
ból wwierca się w serce
zostawiłem tę dziewczynę przeszłym dniom
Kręgi wciąż wirują, w niebie jasno
zaszczyty sypią się i brawa grzmią
ogień się dopalił, lecz światło nie zagasło
chyba mogę liczyć na pomocną Bożą dłoń?
Bez słowa od nowa
idę niosąc tarczę po kimś, kto już padł
ból wwierca się w serce
zostawiam niepewny, udręczony ślad
Nie ma końca tu cierpienie
z każdego zakamarka płyną łzy
ja nie roję sobie lęków nad potrzebę
ja nie gram, nie udaję, uwierz mi
Bez słowa od nowa
idę wciąż od tamtego dnia
ból wwierca się w serce
idę, aż odpłynę w siną dal
Gdy szedłem dziś ogrodem tajemnicy
przez upalny gąszcz, w ten upalny dzień
spotkałem panią – czy mnie pani słyszy?
W krąg pusto, Ogrodnik odszedł precz
Bez słowa od nowa
idę ciągle, zaraz skręca szlak
ból wwierca się w serce
już koniec świata, mnie coś dalej gna
Comments ( 0 )