LOVE MINUS ZERO/NO LIMIT
Jedna z najpiękniejszych melodii Dylana. I mocno niepokojące słowa.
https://www.youtube.com/watch?v=9w1mCevu3sU
Zaczyna się idyllicznie, niczym amerykański horror, dziejący się na leniwych przedmieściach. Opozycja zbudowana na kontraście pomiędzy światem pędzącym, zajętym doczesnymi i doraźnymi sprawkami a bohaterką, która jest ucieleśnieniem cnót prostych i subtelnych, ostoją życiowej mądrości.
Sytuacja zaczyna się komplikować w trzeciej zwrotce, gdzie pojawiają się postaci, figury i stany symboliczne, Rimbaudowskie, może też Carrollowskie (bo jakby wyjęte z alternatywnej wersji Alicji). Maniacy-egzegeci spierają się wciąż, co konkretnie miał autor na tzw. myśli. Tu twórca przekładu musi już podejmować decyzje interpretacyjne.
„The cloak and dagger dangles”… „Płaszcz i sztylet dynda”??? „Cloak and dagger” to oczywiście „płaszcz i szpada” jako gatunek twórczości popularnej.
Ale dlaczego dynda? Może wisi jak miecz Damoklesa? Znając puentę piosenki, decyduję się na montowanie pejzażu zagrożenia, odwołując się przy okazji do klisz popkulturowych. Stąd u mnie „szpieg w masce dybie z mieczem”. Jest dreszczyk, jest też odwołanie do tradycji popularnej (filmu z Leszczyńskim i Ordonką z 1933 roku).
A co z puentą? Tam po prostu ukochana narratora porównana zostaje do kruka, który siedzi na parapecie …ze złamanym skrzydłem. Ale kto mu to skrzydło przetrącił? Czy sam narrator może? Nietypowe zakończenie pięknej piosenki miłosnej. (Z półmroku mruga do nas Edgar Allan Poe…).
{Fot. ze strony http://fineartamerica.com/featured/raven-outside-my-window-lon-casler-bixby.html}
Oczywiście sposobów interpretowania piosenki jest więcej. Są koncepcje chrześcijańskie, są kabalistyczne. Wg tych ostatnich tytuł piosenki to odzwierciedlenie sefiry חסד [ẖesed] z Drzewa Życia, mówiącej (z grubsza) o bezwarunkowej i twórczej miłości Boga do Swego ludu.
Pracowałem nad tym przekładem w dwóch fazach. Najpierw w grudniu 2014 roku, dokończyłem go w lipcu roku następnego.
Kiedy proponowałem piosenkę reszcie zespołu, miałem rewolucyjny pomysł, by zagrać ją w rytmie i nastroju żwawego country. Tak też zaprezentowaliśmy ją podczas jedynego dotąd publicznego ujawnienia dylan.pl, czyli rok temu w Poznaniu. Ale coś nie stykało, mówiąc delikatnie.
Powróciliśmy więc potem do tempa oryginalnego, nieco zmieniając tylko rytm. Pomysł aranżacji pochodzi od Jacka, ja dokooptowałem ukulele.
Jacek zatem prowadzi całość na gitarze akustycznej, Polo obsługuje perkusję i tamburyn, Marek gitarę basową, a ja z ukulele melduję się przy mikrofonie.
Tyle. Aha, i polskie słowa:
Ma miła mówi ciszą
nie dręcząc i nie błyszcząc
jak lód rzetelna i jak ogień
jest wierna, bez jej słów to wiem
tam wręczają sobie róże
sypią w krąg obietnicami
ma miła śmieje się kwiatami
walentynką nie przekupisz jej
W sklepikach i na stacjach
plotą wciąż o sytuacjach
cytatach z książek, świętych racjach
wnioski zdobią potem mur
ktoś mówi coś o jutrze
ma miła mówi szeptem
wie, że sukces rodzi klęskę
z klęski sukces się nie zrodzi już
Szpieg w masce dybie z mieczem
metresy palą świece
na turniejach dla rycerzy
nawet pionek ma się o co bić
herosi z zapałeczek
roztrzaskują się o siebie
ma miła mruga i ma gdzieś to
wie zbyt dużo, by osądzać ich
O północy most się trzęsie
wiejski lekarz pomoc niesie
o urodzie i o darach magów
bankierska siostrzenica śni
ulewa nocna hula
wicher wyje młotem
ma miła jest jak kruk za oknem
co ze skrzydłem przetrąconym tkwi
Comments ( 11 )
pięknie! po prostu płynie.
Ależ………
A może owa „bankierska siostrzenica” to alter ego „miłej” podmiotu lirycznego? To by mogło tłumaczyc „złamane skrzydło” i fakt, iż ona „wie zbyt dużo, by osądzać ich”…
A jak Pan przetłumaczył tytuł?
Może. To jeden z tych tekstów, które otwierają drogi do różnych dalszych pokoi. Nie uzurpuję sobie przywileju otwarcia tych właściwych. Jeśli ktoś zrobi lepiej, fajniej – tym lepiej.
Tytuł… Ponieważ on i po angielsku brzmi zagadkowo, nie mogłem go upraszczać. Zostało więc MIŁOŚĆ BEZ ZERA/ŻADNYCH OGRANICZEŃ.
To jest dla mnie najpiękniejsze w poezji, że są te różne pokoje i nigdy tak do końca nie można byc pewnym, który jest właściwy.
Dzięki za tytył; zgadzam się z Adamem, że polski tekst pLynie 🙂
Kciuk do góry!
Pozostaję z nieodpartym wrażeniem jakby proces twórczy Autora warukował odmienny stan świadomości. Coś przeczytał, coś pomyślał, coś płynące w krwiobiegu pozwalało przechodzić na drugą stronę lustra i z powrotem. Zresztą w wytłumaczeniu przetłumaczenia tłumacz wskazuje na niejednoznaczność orginału, a co z tym idzie przekładu. I tylko ten szpieg w masce… (półtorej dekady mniej na liczniku i już inne skojarzenia, mimowolnie obraz Don Pedro, co zamiast mroczności, efekt nie powagi daje, ale to moja nie serio reakcja?).
Ależ don Pedro nie miał maski! Ale… pośmiałem się. Fajnie. To też u Dylana rzecz niezwykła – ileż można zwiedzić bocznych dróżek i zaułków przy okazji.
Ależ miał! W niektórych odcinkach nosił coś a la Zorro☺. No i to jest mój archetypiczny „szpieg”. Ale całość tłumaczenia trzymam się bardzo klimatu „Kruka” Poe’a, przez co ta niepewność jest wyczuwalna.? o miłości z dreszczykiem.
The thrill of it all. Widać nie oglądałem uważnie, caramba.
Bo to wynika z upływu czasu. Dylan jako jego miara to u jednego narodziny wyznacza przeprowadzka do Minneapolis, a u drugiego „Blood on tracks”. Smarkacze z połowy 70 długo nie mieli nic lepszego do roboty jak śledzić śledzącego DP zamiast wypatrywać nowych longplayów BD.