DZWONY WOLNOŚCI
Przez lata zabierałem się do tego tekstu jak pies do… nie, nie do jeża, a do pysznej, ale mocno przyprawionej karmy.
{Fot. za http://www.mojo4music.com/23299/bob-dylans-secret-archive-to-be-thrown-open-to-the-public/}
To Dylan w fazie Rimbaudowskiej. Pozornie pieśń zaangażowana, wpisująca się w nurt walki o prawa obywatelskie. A w rzeczywistości pieśń o braku wolności we wszelkich wymiarach, nie tylko społeczno-politycznych. To pisana w duchu trudnego optymizmu opowieść nadziei, że i dla uciemiężonych, wykluczonych, chorych, wygnanych, przygnębionych zalśni jutrzenka. Pompatycznie to brzmi – i tekst utworu też momentami zahacza o pompę. Ale bardziej o majestatyczny żywioł poetycki.
Tekst jest Rimbaudowski zarówno w doborze środków, jak i w samej scenie, którą przedstawia. Oto wędrowcy (dwóch? trzech? więcej?) muszą schronić się gdzieś przed nocną burzą. Ale zafascynowani przyglądają się tańcowi żywiołów, walce sztormowych tytanów. Sezon w piekle skrzyżowany ze Statkiem pijanym
,
{Il. za http://marjolainefillon.blogspot.com/2013/05/le-bateau-ivre.html}
a do tego motywy zaczerpnięte z poezji amerykańskiej (prekursor beatników Kenneth Patchen, echa T.S. Eliota…).
Burzowe pioruny, błyskawice i grzmoty stają się dzwonami, bijącymi na rzecz – głównie strapionych, zbitych, poszkodowanych przez życie i przez innych. Ale tu i ówdzie biją też dla sług opresji, dla „protectors of the mind”, a więc tych, którzy mają za zadanie trzymać maluczkich w karbach. Narrator wie jednak, że oni także są zniewoleni – służbą niewłaściwemu panu. Dla nich też powinno nadejść wyswobodzenie.
Wątek nieobcy Dylanowi, który rok wcześniej w Only a Pawn in Their Game wskazywał, że zabójca Medgara Eversa sam nie jest winien, został wmanipulowany w swój grzech.
Utwór składa się z sześciu długich zwrotek, wieńczonych frazą „an’ we gazed upon the chimes of freedom flashing”. Poza pierwszą (atak burzy) i ostatnią (cichnięcie burzy w miarę zbliżania się świtu), no, może jeszcze przedostatnią (zapowiedź nadchodzącego wyciszenia) – pozostałe są równorzędnymi opisami festiwalu światła i dźwięku.
Jedność obrazu i dźwięku jest obezwładniająca. Jak podczas prawdziwej burzy.
Tyle że cisza po burzy zazwyczaj jest wytchnieniem, momentem krzepiącego spokoju – tu zaś to burza jest tą krzepiącą nowiną, to burza niesie dobrą wiadomość. Zaś cisza po niej to czas, by tę wiadomość zrozumieć i pozwolić jej rosnąć.
Język bujnieje, skrzy się eufoniami, jest plastyczny – jak to u symbolistów.
Znalezienie polszczyzny do jego przełożenia/przetworzenia to zadanie trudne. Nie mam pewności, czy moje lektury Rimbaudowskie wystarczyły. Niekiedy musiałem wyjść poza oryginalne metafory i obrazy, stworzyć własne, by pomieścić we frazach to, co uznałem za najważniejsze – huk i spektakl oraz świat udręki, dla którego nadzieja nie zgasła.
I żeby to się – oczywiście – dało zaśpiewać :).
Hen, pomiędzy zmierzchu kresem a północy srogą mgłą
biły grzmoty, dach przygodny nas ugościł
piorunów wzniosłe głosy wśród dźwięku siały cień
wyglądało to jak błysk dzwonów wolności
błysk dla wojowników, co nie z walki czerpią moc
błysk dla uchodźców, co bezbronni drżą, przez mroki mknąc
dla ofiarnych kozłów, co w mundurach cierpią w ciemną noc
i patrzyliśmy w ten błysk dzwonów wolności
W wielkim piecu miasta raptem mury się kruszyły w krąg
a my patrzyliśmy, skryci i ciekawi
echo ślubnych dzwonów targane precz przez deszcz
rozpływało się w głosach błyskawic
grzmiało dla złupionych, dla cierpiących pech
grzmiało dla wyrzutków, zagubionych, tych, co czują gniew
grzmiało dla przeklętych, którym w żyłach płonie krew
i patrzyliśmy w ten błysk dzwonów wolności
Wśród bębnienia obłędnego, gdy dziki szalał grad
niebo przeszywały przecudowne wiersze
aż dźwięk dzwonnicy w nawałnicy rozpierzchł się
tylko dzwony gromów biły wciąż na wietrze
biły dla szlachetnych, dla uczonych głów
biły dla strażników, co pilnują myśli, snów i słów
dla malarzy mało wartych, co na swój czas nie trafią znów
i patrzyliśmy w ten błysk dzwonów wolności
Deszcz rozpostarł swe historie w tę katedralną noc
zasłuchanym, obłym, bezkształtnym formacjom
grzmiało dla języków, w których odrętwiała myśl
bo zabrakło oczywistych sytuacji
grzmiało dla tych, co stracili mowę, słuch i wzrok
dla samotnej matki w matni, dziwki zdążającej w mrok
dla banity, co jest bity, biczowany jest co krok
i patrzyliśmy w ten błysk dzwonów wolności
Choć w zakątku oddalonym błyska biała tafla chmur
i podniosło się mgliste złudzenie
elektryczne groty biły wciąż dla tych, którym wzbrania los
by błądzili, i skazanych na błądzenie
grzmiało dla stęsknionych serc, czystych niczym biel
dla tych, którzy oniemiali wypatrują, gdzie ich cel
dla niewinnych, nieszkodliwych za kratami cel
i patrzyliśmy w ten błysk dzwonów wolności
Czas jakby stanął w miejscu, a my razem z nim
śmiech nas ogarniał, zachwyt zdjął niezwykły
jeszcze raz oczarowani, na ostatni patrząc błysk
zadziwieni, aż grzmoty zamilkły
biły dla chorego, co już przypomina wrak
dla zesłańca, jeńca, odszczepieńca, co niesie krzyż od lat
i dla wszystkich ciemiężonych, jacy przyszli na ten świat
i patrzyliśmy w ten błysk dzwonów wolności
Comments ( 3 )
Zastanawiałam się co Pan napisze w taki dzień jak dziś. Nie rozczarowałam się. Ani wstępem, ani wierszem. Tak jak nie rozczarowałam się koncertem w Oratorium sw Filipa Nerii w Radomiu jak i w kolejny piątek, w Muzeum Gombrowicza we Wsoli. Aczkolwiek porównując oba koncerty, duszą, ciałem i umysłem jestem w Radomiu. Tym bardziej że we Wsoli nie było mojego ulubionego utworu, który w Radomiu zebrał taki aplauz. Dziękuję za wszystko, czekam na jeszcze.
Bomba! Czasem gdy słucham/czytam tych tekstów przed-elektrycznych, mam zapewne niesłuszne podejrzenie, że nie mógł ich napisać dwudziestokilkuletni chłopak. A może własnie tylko on mógł? Mimo wszystko wolę Boba bez tego patetycznego zacięcia ale warto sobie przypomnieć że potrafi zadąć w trąby. Chyba sporo cyzelowania było przy tym tekście, wysokiej próby – bo nie widać i nie słychać. Lśni.
Nie będę ściemniał, że poszło w godzinę. Kilka dni. Plus kilka miesięcy myślenia.