LEGENDA LEGENDĄ, WAŻNE – NIE BYĆ MENDĄ
Ten zgrabny dwuwiersz niewiele ma wspólnego z tym, co chcę napisać, ale jako przesłanie może być pomocny w wyborach życiowych.
Zajmuję Państwu czas jedynie po to, żeby podzielić się zdawkowym komentarzem po naszym debiucie jarocińskim. Bo chociaż miejsce (ruiny kościoła pw. św. Ducha) było kameralne w porównaniu ze Sceną w Parku czy nawet na Rynku, to wciąż był to festiwal jarociński, wciąż byliśmy tam jako pełnoprawny uczestnik, wymieniani w programach i na t-shirtach.
{Fot. jarocinska.pl}
Graliśmy o trzeciej po południu, nie będąc jedynymi artystami, którzy w tym momencie poddawali się pod publiczną ocenę. A jednak idąc z garderoby w stronę sceny, wiedzieliśmy już, że wejść możemy tylko bocznymi drzwiami, bo przez zgromadzony tłum się nie przeciśniemy. Bliższą sceny połowę nawy zapełniły osoby siedzące, dalej byli stacze – w tym także już poza murami. Trzeba było zaproponować wszystkim, żeby zrobili krok (lub pośladkowy suw) do przodu, ku scenie, by wessać publikę zewnętrzną w obręb murów. (Ktoś zasugerował, że jednak powinniśmy byli wystąpić w Parku, bo za mało ludzi się zmieściło…).
I graliśmy niemal przez cały czas dla pełnej nawy. Pod koniec nieco się przerzedziło z racji wielkiej atrakcji w Parku, ale co najmniej ¾ pozostało. Były też owacyjne żądania bisu.
Jakaś pani po wszystkim podeszła z prośbą o autografy i w uniesieniu orzekła, że to najlepszy koncert tegorocznego Jarocina z racji niebywałej łączności publiki ze sceną i vice versa. Czuliśmy tę łączność faktycznie. Każda nuta trafiała prosto w uszy i głębiej. Respons był żywy, żwawy i donośny. Niesamowite. Wciąż mam wrażenie, że jesteśmy gdzieś tam w którymś szeregu, bo pierwsza liga to wielcy wymiatacze. A tu okazuje się, że ludzie wybierają akurat nas i nie żałują.
{Fot. PRO ART Ewa Galin}
Po wszystkim przebraliśmy się i poszliśmy posłuchać Organka na scenie w Parku. Wszystko się zgadzało, grał jak trzeba, w dodatku na finał wszedł jeszcze O.S.T.R., chuligaństwo najwyższej próby. I wielka połać widowni rozbawiona, rozkołysana.
Tam pojąłem, że jednak chyba nie pasujemy na dużą scenę. Organek i inni wspaniali artyści potrafią oddziaływać na publiczność fizjologicznie, przemawiają do trzewi, wyzwalają instynkty, budzą ciała. My – przez te spiętrzone słowa (często gorzkie) i brak chwytliwych refrenów – odwołujemy się do serc i głów. To jednak jest bardziej kameralne, nie sprzyja zabawie. Dylan zawsze przemawiał w swoim własnym imieniu albo snuł historie. To nie jest twórczość do chóralnych wykonów.
{Fot. Darek Boratyn}
Objęliśmy się z Organkiem czule po koncercie, obiecując sobie, że jednak kiedyś zawalczymy o wspólny występ. Potem jeszcze późny obiad i wio. Ale nieustannie, na ulicy, na koncercie Tomka, w knajpie – zaczepiali nas ludzie z gratulacjami i podziękowaniami. Bardzo nas to umacnia. Pojutrze (z perspektywy dnia, kiedy to piszę) plener w Katowicach. Może też komuś damy trochę poczucia, że czasu nie zmarnował/a, gdy przybył/a na nasz występ.
Te piosenki to jest otchłań znaczeń, kosmos, ocean, przestwór, terytorium. Ale mają też rytm, melodię i jest w nich sporo muzyki – dzięki wspaniałym instrumentalistom dylan.pl. To naprawdę spełnienie. I początek drogi.
Comments ( 5 )
Ja wiedziałem, że tak będzie… ☺
Że Organek wciągnie O.S.T.R.-ego na scenę? Dla mnie to był siurpriz…
Mistrz Ciętej Riposty z Pana.
Chylę czoła.
Ale Adam na koncercie Tomka był super!
Nie wątpię w to, tak samo jak w Waszą świetność.
Serdeczności!