MAN IN THE LONG BLACK COAT
Jeden z najbardziej przejmujących, nabrzmiałych samotnością utworów Dylana, pogrążony w dusznych grzęzawiskach.
Podobno – tak twierdzi sam Dylan w Kronikach – był to ostatni lub jeden z ostatnich numerów napisanych na album Oh Mercy. Producent Daniel Lanois łaził za BD i zrzędził, że materiał niby jest, ale jeszcze nie mamy czegoś na miarę Masters of War. I wreszcie Muza kopnęła Boba w zadek i mamy perłę.
[To pan Lanois we własnej osobie z tamtych lat. Widać, jak błaga o perłę.]
{il. za https://theanalogkidblog.com/page/10/}
Perłę mroczną, mętną, duszną i fatalną.
Najprostsze, najatrakcyjniejsze, najbardziej narzucające się egzegezy wskazują, że piosenka odwołuje się do obecnej w wielu kulturach, zwłaszcza Północy, opowieści o kochanku z zaświatów. Czarny płaszcz i anonimowość mężczyzny oraz to, jak skutecznie wywołuje on dziewczynę/kobietę z naszej rzeczywistości i zabrać ją z sobą do innej – jest zaiste sugestywny.
{il. za http://www.altarandthrone.com/music-monday-bob-dylans-accidental-profundity/}
Pejzaż, który tworzy scenerię tej mrocznej historii, jest iście klaustrofobiczny. (Afrykańskie drzewa sugerują, że to ciepła okolica, choć niekoniecznie w samej Afryce – może być gdzieś blisko Nowego Orleanu, gdzie piosenka została nagrana). Statystujący tu mieszkańcy, kaznodzieja i parafianie, sąsiedzi, uczestnicy zabawy w świetlicy czy tancbudzie – są wtopieni w miasteczko, miękką od miazmatów ziemię, zaściankową atmosferę i swoje uprzedzenia, jakby ktoś im zanurzył stopy w stygnącej lawie i tak zostawił.
Ona odeszła z Nieznajomym, oni zostaną tu na wieki. Kto jest potępiony?
Może zresztą Nieznajomy to nie tyle duch/upiór czy sam pan Śmierć, ile po prostu Tajemniczy Wędrowiec, z krwi i kości, ale z dalekich stron, Obcy, który kilkoma szeptami , spojrzeniem i aurą zawrócił jej w głowie i powiódł ze sobą Dokądś-Tam. Ich spełnienie (?) wcale jednak nie oznacza, że mamy prawo do optymistycznych domysłów. Fatalizm piosenki to jej główny składnik.
{il. za: http://vibratingwiththeuniverse.blogspot.com/2013/04/ghost-lover.html}
A nad tym wszystkim unoszą się jeszcze upominające, bezpardonowe słowa kaznodziei i powtarzane może pokątnie przekonanie, że wszystko, co się wydarza w życiu – i samo życie, i śmierć – to element czegoś innego, że wszyscy płyniemy w kosmicznym nurcie, a życia i śmierci właściwie nie ma. Tylko orbity tego płynięcia są zamknięte, a On zdołał jakoś przenieść Ją w inny wymiar lub choćby na inny krąg.
Ciekawą animację stworzył ktoś prywatnie do piosenki:
Przekład był trudny w dwóch aspektach. Po pierwsze, trzeba było znaleźć frazę, która da się wtłoczyć w dźwięki powtarzanego w każdej zwrotce tytułu (a końcówka męska była konieczna, bo piosenka jest bardzo wyraziście zrytmizowana). Z „mężczyzny” bądź „człowieka” (Man) zrobił się ostatecznie „Ten” (co czarny miał płaszcz).
Po drugie zaś, siadłem do niego ostatecznie w najtrudniejszym czasie mojego życia, we wrześniu 2015. Powstał właściwie w jeden dzień. Może dlatego jest tak ciemny. Ale miał taki być, bo i oryginał jest posępny.
Zaczęliśmy już grać z zespołem utwór na koncertach. Debiut nastąpił we wrześniu 2017 w Siennej, w duecie z Jackiem – Jacek grał na gitarze rezofonicznej, ja uderzałem kciukiem w struny dwunastki.
Ten patent przenieśliśmy na cały zespół. Jacek z reguły rozpoczyna utwór kilkoma frazami na dobro, granymi ad lib. Potem dołączam ja z dwunastką, już rytmicznie. Krzysztof gra powolne, „szamańskie” figury na bębnach i shakerze. Marek sadzi powolne kopczyki na kontrabasie. Tomek przez większość utworu cichutko tli się na organowych nutach klawisza, by w końcówce chwycić za puzon sopranowy i zagrać tęskną codę w nowiu.
A słowa, którymi dopełniam ich piękną muzykę (nieodległą od Dylanowskiej, ale naszą), brzmią tak:
TEN, CO CZARNY MIAŁ PŁASZCZ
Świerszcze cykają i wzbiera nurt
sukienka już wyschła, napina się sznur
okno otwarte, huragan dmie
gaj afrykańskich przygina drzew
nie słyszał nikt, by zabrzmiał rozstania płacz
odeszła z tym, co czarny miał płaszcz
Widziano go, jak kręcił się przy
podmiejskiej tancbudzie wśród nocnej mgły
podobno przywołał biblijny tekst
słysząc ją, jak go pyta, czy zatańczyć chce
patrzyła mu w oczy, w tę jak maska twarz
kurz okrywał tego, co czarny miał płaszcz
O deprawacji sumień i dusz
pastor mówił, a każdy drżał od jego słów
„Sumienie przez życie nie może cię wieść
skoro poi je kłamstwo, a karmi je grzech
niełatwo to przełkniesz, gdy w występku trwasz”
ona serce dała temu, co czarny miał płaszcz
A inni z kolei wyrażają sąd
że cokolwiek uczynisz, nie będzie to błąd
lecz życie i śmierć to zwid, na to zważ…
Zniknęła z tym, co czarny miał płaszcz
Dym od miesięcy po wodzie się snuł
pnie drzew wyrwanych pokrył już muł
coś dudni, hurkoce i ziemia drży
końskie truchło okłada ktoś od kilku dni
bez listu, bez słowa – bladł jej zarys, aż
odeszła z tym, co czarny miał płaszcz
Comments ( 2 )
Dla mnie kluczowy jest fakt, że to dziewczyna poprosiła Nieznajomego do tańca – jakby chciała się wyrwać z miejsca, gdzie, wg słów kaznodziei, dominuje kłamstwo i grzech. To ona Jego wybrała i oddala mu serce. Wystarczyło, że nie był stąd, gdzie wszystko jest znajome, przewidywalne i trudno rozwinąć skrzydła (czy postawić żagle – But people don’t live or die people just float). On dał jej nadzieję.
Animacja super graficznie, natomiast zbyt jednoznacznie interpretująca Nieznajomego jako Śmierć. Bo kim był młodzieniec? Ja nie wiem (licentia poetica: wieszcz narodowy A.M.)
Przeglądałem w ostatnim czasie, kilka amerykańskich powieści (np. McCarthy, Roth). Leciał Dylan.
Zestawiając jedno z drugim zobaczyłem jedno, wspólne jądro tych utworów – opowieść. Snucie historii.
I jak sądzę to jest klucz do Dylana.
Wiele jego płyt ocenianych jest jako słabe lub średnio udane. Ale w warstwie muzycznej lub produkcji. Mam uczucie słuchając i czytając, jakby słowo od pewnego momentu stało się decydującym aspektem utworu. Kompozycja – tłem.
Ten kawałek jest takim przykładem na tą tezę.
Opowieść jest najważniejsza. Gęsta od znaczeń jak u Cormaca.
A Bogu się tak podobało, że zesłał Anioła Lanois za konsolę.